W świetle zachodzącego słońca, kładącego na nadbrzeżne łąki długie zrudziałe cienie, z wału przeciwpowodziowego stoczył się samochód Tomaszewskiego. Podkomisarz prowadził. Na miejscu pasażera siedziała Lena, która ani prośbą ani groźbą nie dała się nakłonić do pozostania w domu. Za policjantem, na tylnej kanapie, jechał ów młody asystent prokuratora, Żbikowski czy Żbiczyński – podkomisarz nie pamiętałCzytaj dalej „Do dna: epilog”
Author Archives: Kamil Exner
Ten straszny gender
Język naprawdę kształtuje rzeczywistość. Wydaje się, że to truizm, ale jednocześnie bardzo często zapominamy, jak plastycznym i potężnym narzędziem jest mowa. Mowa szczególnie – słowo pisane nie zawsze nadąża za zmianami, które w rozmowie pojawiły się już jakiś czas temu. Chęć napisania o kształtującej świat mocy języka przyszła mi po przebrnięciu przez kolejną falę debatyCzytaj dalej „Ten straszny gender”
Do dna, Guślarz!
Tomaszewski nie dowierzał w to, co po powrocie opowiedziała mu Lena. Nie odzywała się przez całą drogę z tamtej nadwiślańskiej łąki do domu. Kiedy weszli do mieszkania, machinalnie zdjęła psu szelki i poszła do kuchni, żeby dać zwierzęciu kolację. Policjant wyszedł z łazienki i zastał żonę wgapiającą się w ścianę, z ręką ściskającą miarkę doCzytaj dalej „Do dna, Guślarz!”
Do dna, Kasieńko!
Schowana w przybrzeżnych zaroślach patrzyła, jak ludzie w czarnych mundurach otaczają łąkę żółtą taśmą. W niebieskim świetle syren widziała, że zbierają z łąki kości, które zostawiła sobie na następny dzień. Syknęła cicho pod nosem i zanurkowała. W niemal czarnej toni poruszała się z gracją wydry. Długimi białymi dłońmi zagarniała wodę, rwąc pod prąd – pozornieCzytaj dalej „Do dna, Kasieńko!”
Do dna, Lena!
Lena Tomaszewska zagwizdała głośno na psa, który zawieruszył się gdzieś w nadbrzeżnych szuwarach. Czekając na żółtego kundla, wyglądającego jak skrzyżowanie lisa z labradorem, rozwinęła rękawy koszuli. Nad rozległym wiślanym łęgiem podnosiła się wieczorna mgła, niosąc falę rzecznego chłodu i ciało Tomaszewskiej pokryło się gęsią skórką. Roztarła energicznie lodowate dłonie, żałując, że nie wzięła rękawiczek. NibyCzytaj dalej „Do dna, Lena!”
Do dna, Tomaszewski!
Mimo lejącego się z nieba skwaru, w prosektorium było nieprzyjemnie zimno. Ciężkie, lepkie powietrze śmierdziało zgnilizną, formaliną i śmiercią. Młody asystent prokuratora po raz kolejny wyrzucał sobie, że nie poszedł na aplikację radcowską. Mógłby teraz siedzieć wygodnie w klimatyzowanym gabinecie, pić mrożoną kawę i inkasować pokaźne pieniądze za poświadczanie umów czy testamentów. Ale nie! SprawiedliwościCzytaj dalej „Do dna, Tomaszewski!”
Nie potrzebuję sławy
Tytułowe stwierdzenie może Ci się wydać dziwne – i to mówi gość, który od miesięcy próbuje się wypromować, publikuje swoje teksty na stronie, której adres składa się z jego nazwiska, a w dodatku przy każdym wpisie domaga się komentarzy. No więc jak to jest? Kiedy byłem małym chłopcem (hej!) i od etapu czytania „Kubusia Puchatka”Czytaj dalej „Nie potrzebuję sławy”
Do dna, Petrenko!
Kiedy Ołeh przyszedł do domu w przerwie między zajęciami, już czekali na schodach. Dwóch mężczyzn ubranych po cywilnemu stało pod drzwiami do mieszkania. Chłopak złapał się na tym, że w pierwszej chwili chciał uciekać, ale pomyślał, że właściwie nikomu nie zrobił nic złego. – Małopolska Komenda Policji, podkomisarz Tomaszewski – przedstawił się bełkotliwie pierwszy, poCzytaj dalej „Do dna, Petrenko!”
Do dna, Kudłaty!
W Krakowie ludzie od czasu do czasu ginęli. Tak już był ten świat skonstruowany. Jedni znajdowali się sami na drugim końcu kraju, innych wyławiano z Zakrzówka, a jeszcze innych wiślany prąd znosił na Dąbie. Jednak myśląc o nieobecności swojego współlokatora, która trwała jak do tej pory niecałe trzy dni, Ołeh nie przejmował się zbytnio. Wiedział,Czytaj dalej „Do dna, Kudłaty!”
Do dna!
Krople wody rozbijały się o mętną taflę rzeki, tworząc ledwo widoczne w półmroku kręgi. Deszcz przybierał na sile od dobrych kilkunastu minut. Powietrze pachniało dziwną wiosenną mieszaniną kwiatów czarnego bzu, mokrego asfaltu, zwietrzałego ludzkiego moczu i papierosowego dymu. Kilka osób schowało się przed ulewą w wąskim przejściu pod mostem. Stali teraz razem – przez przypadekCzytaj dalej „Do dna!”