Rok 2021 zbliża się ku końcowi. To oczywiście czas podsumowań i postanowień noworocznych. W ramach podsumowania kończącego się roku chciałbym Ci przedstawić subiektywną (jak wszystkie tego rodzaju) listę dziesięciu książek, które szczególnie na mnie wpłynęły w okresie poprzednich dwunastu miesięcy. Nie wszystkie z nich to wydawnicze nowości – śmiem wręcz twierdzić, że większość to pisarska prehistoria, ale sięgnąłem do nich akurat teraz. Tak się złożyło.
Kolejność jest przypadkowa. Nie zamierzam tworzyć rankingu najlepszych i najgorszych pozycji, bo każda z nich ma dla mnie inną wartość oraz reprezentuje odmienny styl i ciężar gatunkowy. Jak za chwilę zobaczysz, 2021 był dla mnie rokiem Neila Gaimana, z którego tekstami spędziłem chyba najwięcej czasu. Ale nie pominąłem także innych autorów oraz gatunków.
A o postanowieniach nieco Ci wspominałem – chciałbym stworzyć dla Krzywdy historię, w której mogłaby pokazać wszystkie swoje atuty i zyskać przestrzeń na rozwój, zmianę, mierzenie się z przeciwnościami losu oraz własnymi słabościami. W planach mam również rozwój tej strony, ale żeby nie zapeszać, zmilczę je teraz.
To co, zaczynamy?
J. Dukaj, Imperium Chmur, Wydawnictwo Literackie, Kraków: 2020
Co tu dużo mówić, Jacek Dukaj jest mistrzem w swoim fachu. Jeśli na hasło „napiszę powieść, ale tak, żeby wyglądała jak haiku” otwierasz oczy ze zdumienia, to wiedz, że też tak zrobiłem. A kiedy zanurzyłem się głębiej w tekst, zacząłem rozumieć, jak wielką wprawą w kształtowaniu świata za pośrednictwem języka Dukaj dysponuje.
Tym razem nie przetwarza Jądra Ciemności, jak zwykł to robić w wielu poprzednich powieściach, ale bierze na tapet backstory znanego z Lalki Juliana Ochockiego. Pierwowzór powieści powstał dwa lata wcześniej do antologii inspirowanej obrazami Jakuba Różalskiego. I jeśli znasz te obrazy, to możesz sobie wyobrazić zderzenie ich estetyki z tradycyjną japońską poetyką wkraczającą w realia epoki Meiji.
Przemiany społeczne, wojna rosyjsko-japońska i „metale od powietrza lżejsze” przeplatają się z opisami Hokkaidō przywołującymi przed oczy widoki z tradycyjnych drzeworytów. A alternatywna historia wciąga i prowokuje do myślenia o patriotyzmie, tożsamości, roli rodziny oraz (przede wszystkim) wpływie języka i pisma na postrzeganie świata.
J. Grzędowicz, Pan Lodowego Ogrodu, Wydawnictwo Fabryka Słów, Lublin: 2005-2012, 2021
Nie pamiętam, czy czytałem wcześniej cokolwiek Grzędowicza – cóż, nie można przeczytać wszystkiego. Ale przyznaję, że jego monumentalne czterotomowe dzieło wciągnęło mnie barwnym, szczegółowo skonstruowanym światem i ciekawą perspektywą do otwarcia dyskusji o roli człowieka we Wszechświecie, o kolonializmie, wyobcowaniu oraz destruktywnej żądzy tworzenia. Czy jest to literatura mistrzowska? Ma swoje wady, niezaprzeczalnie, m.in. zbyt silne przywiązanie do schematów podczas budowania postaci czy zbyt mało subtelne nawiązania do konkretnych mitów i historii. Ale jeśli interesujesz się fantastyką, a ta pozycja jeszcze nie wpadła Ci w ręce, zdecydowanie polecam.
N. Gaiman, Ocean na końcu drogi, przeł. P. Braiter, Wydawnictwo MAG, Warszawa: 2013, 2018
Jak wspomniałem wcześniej, w tym roku przysiadłem się do Neila Gaimana, pojawia się więc na tej liście aż trzykrotnie. Na pierwszy ogień weźmy Ocean na końcu drogi, krótką powieść, właściwie nowelę, bazującą na wspomnieniach z dzieciństwa bohatera. Podobnie jak w wielu swoich opowiadaniach, Gaiman i tym razem zderza mityczne oraz ludowe motywy z nieznającą paradoksów dziecięcą wyobraźnią, tworząc mroczną baśń o tym, co kryje się na końcu drogi.
N. Gaiman, Amerykańscy Bogowie, przeł. P. Braiter, Wydawnictwo MAG, Warszawa: 2002, 2016
Pod pretekstem dość kameralnej, choć jednocześnie całkiem spektakularnej opowieści o starożytnych bogach, którzy osiedli w Stanach Zjednoczonych i teraz muszą walczyć o przetrwanie, Gaiman, autor na wskroś brytyjski, przygląda się amerykańskiej prowincji – małym miasteczkom z ich ciasną, lepką atmosferą i dziwnymi obyczajami, bocznym drogom i czekającym na ich poboczach autostopowiczkom, wyczerpującym zmaganiom z codziennością, z której dawno już złuszczył się lakier „amerykańskiego snu”.
Sama w sobie historia jest doskonałą farsą dla kogoś dobrze obeznanego z mitologiami Starego Świata, a jednocześnie trzyma w napięciu i nie pozostawia obojętnym wobec problemów śmiertelnych i nieśmiertelnych bohaterów.
N. Gaiman, Nigdziebądź, przeł. P. Braiter, Wydawnictwo MAG, Warszawa: 2001, 2016
I ostatni Gaiman, tym razem z opowieścią do szpiku londyńską. Autor wprowadza czytelnika w dziwny, mroczny i podejrzany świad „pod”, gdzie główny bohater, przybyły do stolicy Szkot pracujący w szanowanej korporacji, musi przewartościować swój dotychczasowy światopogląd, aby przeżyć. Gaiman zwraca uwagę na wielowarstwowość, palimpsestyczność angielskiej stolicy, w której życie toczy się równolegle na kilku poziomach, a ich mieszkańcy nie wiedzą (lub nie chcą wiedzieć) o sobie nawzajem. Wszyscy, od ekscentrycznych włóczęgów, przez gadających ze szczurami zbieraczy, aż po pradawne bestie i upadłe anioły, stanowią część miasta rozciągającego się dużo głębiej, niż Ci się wydaje. Miasta, którego nie sposób opuścić.
R. Rak, Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli, Wydawnictwo Powergraph, Warszawa: 2019
Absolutne mistrzostwo świata! Słuchałem Baśni… w wydaniu audio (czyta Piotr Grabowski) i to był doskonały wybór. Radek Rak snuje opowieść – dziwną, zagmatwaną, funkcjonującą wedle logiki przynależnej właśnie ludowej baśni. Nic więc dziwnego, że słucha się jej o wiele lepiej niż czyta.
Na tym tle Rak prowadzi refleksje na temat relacji społecznych w Galicji połowy XIX wieku, oddając człowieczeństwo i głos tym, którzy z oficjalnej historii wielokrotnie byli wykluczani. Moim zdaniem to lektura obowiązkowa, zwłaszcza w kontekście gorejącej obecnie dyskusji na temat tożsamości chłopskiej i przywracania ludowych narracji w oficjalnych dyskursach.
J. Ćwiek, Panie Czarowne, Wydawnictwo SQN, Kraków: 2021
Jakub Ćwiek, który zaczynał od literatury o wiele bardziej rozrywkowej, tym razem sięga do opowieści o rodzinnym mieście i rozgrywającej się w jego scenerii wojnie pomiędzy pierwotną, kobiecą magią a inkwizytorskim dążeniem do narzucenia wszystkim określonego porządku – bez względu na cenę.
Przy okazji Ćwiek podejmuje również dużo poważniejsze wątki, takie jak refleksja dotycząca traktowania przez instytucje państwowe w Polsce ofiar gwałtu czy sposób przetrwania małomiasteczkowych społeczności w dobie globalizacji.
Jest przy tym solidna dawka humoru, odrobina grozy i naprawdę solidna huśtawka emocjonalna.
N. Bilton, Król Darknetu. Polowanie na genialnego cyberprzestępcę, przeł. R. Lisowski, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec: 2020
Czas na trzy pozycje non-fiction. Na początek powieść dokumentalna, którą czyta się jak naprawdę dobry, trzymający w napięciu kryminał. De facto jest to kryminał, z tą jednak różnicą, że jego bohaterowie żyją, a niektórych można z powodzeniem znaleźć w mediach społecznościowych.
Bilton osadza historię założyciela serwisu Silk Road w realiach tak konkretnych, że możemy być pewni nie tylko sposobu mówienia poszczególnych osób, co nawet pogody w trakcie jednodniowego wypadu w góry, na który pewnego razu decyduje się tytułowy król: Ross Ulbricht.
Oprócz wciągającej historii to także świetne studium ludzkich zachowań, motywacji i przemiany, przypominające drogę, jaką przechodzi Walter White w Breaking Bad, aby stać się Heisenbergiem.
A. Graff, Świat bez kobiet. Płeć w polskim życiu publicznym, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa: 2021
Czas na wątek polski. Jak zapowiada Agnieszka Graff we wstępie do drugiego wydania Świata bez kobiet, wzbogaconego o liczne autorefleksyjne glossy i przypisy, wiadomo było, że w ciągu 20 lat może się w Polsce zmienić dużo. Ale nikt chyba nie przypuszczał, że w takim kierunku.
Lektura jednocześnie jest wprowadzeniem w podstawy feminizmu i czytelnym omówieniem różnych jego form oraz trudnym świadectwem stanu polskiej kultury politycznej i debaty publicznej, w której biopolityka nadal jest podporządkowana zakorzenionemu głęboko w minionych systemach społecznych patriarchalnemu myśleniu. I jak pokazał ten rok, od przełomu w mainstreamie politycznym jesteśmy jeszcze daleko.
M. Atwood, O pisaniu, przeł. A. Pokojska, Wydawnictwo Karakter, Kraków: 2021
Na koniec pozycja najcieńsza, która chyba jednak zrobiła na mnie największe wrażenie, ponieważ doskonale pokazuje, co znaczy pisać. Co dzieje się z człowiekiem, gdy pisanie (opowiadanie historii) staje się immanentną częścią jego tożsamości i jaki wpływ ma na osobowość oraz na otoczenie piszącej osoby.
Margaret Atwood w sześciu esejach stanowiących adaptację jej wykładów wygłoszonych w Cambridge w 2000 roku zmaga się z materią własnej twórczości, a ja niekiedy mam wrażenie, że przeglądam się w lustrze. Krzywym i mętnym, to prawda, bo w końcu nie ma dwojga takich samych pisarzy, ale jednak lustrze. Sprawdź, czy Ty również odbijasz się w jej rozważaniach.
To zestawienie możesz traktować jak rekomendację, sugestię prezentów dla bliskich Ci osób albo moje wynurzenia, dzięki którym być może zyskasz okazję, żeby zrozumieć, w jaki sposób myślę i co mną kieruje podczas czytania oraz pisania. Wybór należy do Ciebie.
A skoro już o Tobie mowa, chciałbym Ci podziękować za wspólnie spędzony rok. Nie martw się, to jeszcze nie koniec – w piątek pojawi się ostatni, świąteczny fragment historii Oriany Geber. A potem proponuję przerwę. I mam nadzieję, że zobaczymy się w nowym roku. Będziesz?
„Pan lodowego ogrodu” o ten 1 tom za długi. Co do Dukaja ja po prostu mimo najlepszych chęci nie mam z nim mentalnej synchronizacji.
PolubieniePolubienie
Jak napisałem, „Pan Lodowego Ogrodu” ma swoje… niedoskonałości. Dłużyzny i wewnętrzne monologi Vuka się do nich zaliczają. A Dukaj – no cóż, jestem entuzjastą, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdy musi 😉
PolubieniePolubienie
Mam wrażenie że Dukaj powinien kiedyś napisać powieść gatunkową z dobrym redaktorem który pilnowałby aby trzymać się w jakichś 300 stronach. I wtedy (nie żartuję) Nobel a minimum Hugo czy Nebula byłyby w zasięgu.
PolubieniePolubienie
Możliwe. Ale już samo odejście od „Jądra Ciemności” w przypadku „Imperium Chmur” robi bardzo dobrą robotę.
PolubieniePolubienie
Może spróbuje ale mam wrażenie że „Xawras…” to szczyt moich możliwości. Do „Lodu” podchodzę co 2 lata i granica 100 stron jest nie do przejścia…
PolubieniePolubienie