Pisanie fikcji jest jak poznawanie nowych osób. Powoli odkrywam ich wygląd, cechy, zachowania. Stopniowo docierają do mnie ich motywacje, pragnienia i obawy. Bohaterowie żyją własnym życiem, nieraz niezależnie od moich zamierzeń. A przecież wszystko dzieje się w mojej głowie. Jak to możliwe?
„Ona mi nie pozwala”
Rozmawiałem ostatnio z pewną pisarką, która stanęła przed dylematem. Wymyśliła dla swojej bohaterki określoną rolę i żaliła się: „ona mi nie pozwala” tego napisać. Postać uparła się i nie przyjmuje wyznaczonego jej zadania. Jak to możliwe – zapytasz – przecież wszystko dzieje się w głowie autorki. Czy nie jest w stanie zmusić postaci, która nie istnieje poza wyobraźnią pisarki, do zrobienia dokładnie tego, czego się od niej wymaga?
Sam zetknąłem się wielokrotnie ze ścianą w momencie, w którym jakieś działanie nie pasowało do postaci – do jej psychiki, motywacji, wyglądu czy upodobań. Takie zderzenie wywołuje u mnie blokadę. Sprawdzam wówczas różne możliwości i szukam wyjścia z sytuacji, ale czasami trzeba coś dopisać, wykreślić albo wręcz przebudować cały ciąg scen, żeby znaleźć rozwiązanie problemu.
Tak, wiem, brzmi to jak zaburzenia osobowości. Jednak cała sprawa jest trochę bardziej skomplikowana.
Autoincepcja
W słynnym filmie Christophera Nolana zawarty jest bodaj najtrafniejszy opis procesu twórczego, z jakim się spotkałem. Z pewnością znasz tę scenę, w której Dom uczy Ariadnę budować sny. Pokazuje, jak z różnych znajomych elementów tworzyć zupełnie nową rzeczywistość, w której można rozmawiać z podświadomością „klienta”.
Tak wygląda pisanie. „Myślałam, że we śnie chodzi głównie o wizje, ale teraz widzę, że raczej o wrażenie” – konstatuje Ariadne, a ja się z nią w pełni zgadzam. Kiedy spotykam bohaterkę czy bohatera po raz pierwszy, nic jeszcze o nich nie wiem. Muszę dopiero ich poznać, wysłuchać ich historii, zobaczyć, co zrobią i dopiero zacząć to spisywać. Te pierwsze spotkania bardzo przypominają świadome śnienie: strzępki wrażeń, stopniowo odsłaniane pojedyncze elementy wyglądu czy charakteru i fragmenty działań łączą się powoli w esencję postaci, którą będę odkrywać przez niemal cały czas pisania, aż do ostatniej strony.
W istocie pisarz nie tyle tworzy od zera, co interpretuje już istniejące historie. W końcu wszyscy czerpiemy z własnego i cudzego doświadczenia, z literatury, filmu, gier czy komiksów. Z dowcipów opowiadanych przy rodzinnym obiedzie albo długich nocnych rozmów podzczas studenckich wyjazdów. Te wszystkie wcześniej zaistniałe sytuacje zlewają się w umyśle, w podświadomości ożywają własnym życiem i później podlegają pierwszej interpretacji na linii głowa-ręka-kartka.
Moim zadaniem jako pisarza jest ubranie tych rodzących się historii i wyłaniających z nich postaci we właściwe słowa. Wykorzystuję retorykę, aby jak najtrafniej przedstawić tę opowieść Tobie. A Ty, czytając czy słuchając, interpretujesz ją ponownie, wyobrażając sobie na nowo wszystkie dramatis personae, ich działania i relacje. W ten sposób coś, co na pozór było tylko bezkształtną mieszaniną luźno powiązanych wątków, staje się barwną historią – powieścią, opowiadaniem lub scenariuszem.
No pressure?
A co się stanie, jeśli jednak spróbujemy zmusić postać do zrobienia czegoś, czego ona zrobić nie chce? Wówczas historia się rozjeżdża, i to bardzo. Pamiętasz ostatni sezon Gry o tron? Te wszystkie naprędce zamykane wątki, dziwne rozwiązania fabularne? Kita Harringtona i Emilię Clarke płaczących na próbach czytanych, kiedy dowiedzieli się, jakie decyzje podejmują ich bohaterowie? No właśnie.
Pisanie wymaga wypracowywania kompromisu, wsłuchania się w postać i dania jej przestrzeni do działania. Podobnie jak w gatunkach non-fiction reportażysta nie powinien wywierać presji na swoich rozmówców, żeby nie zafałszować budowanego obrazu, tak i ja nie mogę pchać bohaterów w zupełnie obce im rejony, bo cała opowieść stanie się wówczas bełkotem, gniotem, o którym chciałoby się jak najszybciej zapomnieć.
I nie ma znaczenia, że osoby, o których piszę, są jedynie projekcjami mojej podświadomości, że pojawiają się na chwilę w mojej wyobraźni i tylko ode mnie zależy, czy ich istnienie stanie się faktem. Pisanie jest ogromną szkołą konsentu. Uczy otwartości, słuchania i wrażliwości na drugiego człowieka. Nawet, jeśli jest tylko (czy może – aż) wymyślony.
One thought on “Wymyśleni przyjaciele”