Oczy zapiekły ją niemiłosiernie, kiedy pachołkowie wprowadzili ją do przestronnej świetlicy prosto z ciemnego korytarza. Przez łzy widziała starego mężczyznę, pochylonego nad stertą dokumentów. Chociaż nigdy wcześniej go nie spotkała, doskonale wiedziała, kim jest. I co może.
– Jejmość Halszka Pluto, herbu Krzywda… – słysząc kroki i skrzypienie podłogi, książę wojewoda uniósł wzrok znad arkusza papieru. Odłożył go na blat mahoniowego sekretarzyka. – A to ci spotkanie!
– Nie podzielam radości waszej miłości, książę wojewodo – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
– Toć to nie radość! – Wstał i zbliżył się do niej na wyciągnięcie ręki. Starczą, ale wciąż silną dłonią uniósł jej podbródek i spojrzał głęboko w niebiesko-zielone oczy. – To satysfakcja. Ileż to lat, ileż to zim wodzisz moich ludzi za nos, waszmość pani? Chociaż nazywanie cię panią godzi w godność całego stanu szlacheckiego. Azali zdradziecką gamratką winienem cię zwać? – Wyszczerzył się paskudnie.
– Będzie mnie wasza miłość zwać wedle woli. I tak nic już to nie zmieni. Sąd zbiera się jutro, a wyrok na moją głowę zapadł już dawno, jak mniemam – szarpnęła głową, odtrącając trzymające podbródek palce. Kniaź przybrał markotną minę i jął krążyć po świetlicy. Zupełnie jak lis w potrzasku.
– Wiesz, że nie lza mi tolerować wielokrotnego morderstwa popełnionego tuż pod moim nosem. I jeszcze praktykowanie czarów!
Rozłożyła ręce, na tyle, na ile pozwalały na to krępujące ją łańcuchy i ciężka łapa miejskiego draba, wciąż zaciśnięta na jej ramieniu.
– Zdaję sobie z tego sprawę, wasza miłość. Jednak musiałam. Dostałam zlecenie, a słowo u mnie droższe złota.
– Powinienem cię wydać katu i kazać rwać wołami. Bez sądu, tak jak stoisz! – Książę skinął na stojącego pod ścianą chłopca, który błyskawicznie zbliżył się, niosąc tacę z kubkami i dzbankiem. Kniaź, nalawszy sobie do pełna, pociągnął łyk z cynowego kubka.
Krzywda przełknęła ślinę. Nie bała się. Już lata temu przestała się bać. Teraz jednak dotkliwie odczuła suchość w ustach. Kilka dni przymusowej głodówki w lwowskiej ciemnicy dawało o sobie znać. Nie straciła wszak jasności umysłu ani rezonu.
– Powinieneś, wasza miłość – potwierdziła cicho, nie spuszczając wzroku. – Ale mam pewną propozycję, która może waszą miłość od tego zamiaru odwieźć.
– Jesteś bezczelna! Dalibóg, wychłostaliby cię jeszcze raz, to by ci się odechciało krotochwil! – Ze złością cisnął w nią trzymanym kubkiem. Naczynie boleśnie uderzyło ją w brzuch, a czerwone wino zachlapało niegdyś białą koszulę wyłażącą spomiędzy pół rozerwanego kubraka. Mokry materiał natychmiast oblepił jej piersi i brzuch. Książę Konstanty Wiśniowiecki, mamrocząc pod nosem liczne przekleństwa, odwrócił się do niej plecami i chwilę gapił się w milczeniu na rozciągający się za oknem bezkres nieba, przecinany gdzieniegdzie stróżkami dymu z lwowskich kominów. Powietrze drżało lekko, niosąc bicie zegara przy klasztorze bernardynów. Dopiero kiedy echo dzwonu ucichło, Korybut oderwał wzrok od okna.
– Wysłucham, co masz do powiedzenia. Ciekawym, szczerze mówiąc, jakimż to łgarstwem chcesz się wywinąć. Ale nie myśl, że się wymkniesz, że ujdziesz bezkarnie z tego ambarasu.
– Nigdym na to nie liczyła, wasza miłość. – Wiśniowiecki chyba nie dostrzegł sarkazmu w jej głosie, albo udał, że go nie słyszy. Milczał. Odkaszlnęła więc i zaczęła mówić: – Podczas mojej ostatniej wizyty na Kijowszczyźnie słyszałam niepokojące pogłoski. Ponoć w okolicach Białej Cerkwi widziano Łazarza Kruka. Od piętnastu lat jest poszukiwany w Koronie i na Litwie listem gończym, i do tej pory go nie złapano…
– Tylko tyle masz mi do zaoferowania? Pogłoski sprzed miesiąca, szmery, cienie. Słabo, mościa pani, słabo – uśmiechnął się złośliwie. – Jeśli to wszystko, każę cię odprowadzić do twoich… komnat. Być może dostaniesz świeżą słomę na noc przed egzekucją.
– To nie wszystko, wasza miłość – wtrąciła się szybko. Nie była pewna, ale stary sum chyba właśnie połknął haczyk. Tylko jeszcze o tym nie wiedział. – Na święty Marcin dostaniesz głowę tego człowieka. Pod warunkiem, oczywiście, że mnie zwolnisz z ciemnicy.
– Dlaczegóż miałbym to robić? Za informację dzięki, sine dubio napiszę do Tyszkiewicza, to jego jurysdykcja. Jeżeli miesiąc temu ten łachmyta rzeczywiście był w Białej Cerkwi, kijowscy z pewnością go przydybią – książę podrapał pałętającego się po komnacie wyżła.
– Za przeproszeniem waszej miłości, wojewoda jeszcze usuwa skutki rebelii Pawluka. Nastroje w Kijowie nadal są bardzo niepewne. Wątpię, żeby zamiarował teraz Bóg wie ilu ludzi za jednym zbrodzieniem posyłać. A poza tym… – jej głos drgnął lekko, ale zaraz wrócił do butnego tonu. – Poza tym, wasza miłość, ja już kiedyś spotkałam Kruka. I wiem, jak go pokonać. – w starczym obliczu księcia wojewody oczy rozjarzyły się iskierkami, jak u dziecka, któremu obiecano cukierek, ale wrażenie szybko przeminęło.
– Wiesz, że jeśli się z verbum nobile nie wywiążesz, znajdę cię, choćby w piekle. Tylko po to, żeby cię tam na powrót wsadzić – wysyczał.
– Wiem. Znajdziesz, wasza miłość, i wsadzisz. A ja tam na ciebie będę cierpliwie czekać. Ale łeb Kruka, przy samej szyi ucięty, przyniosę. U mnie słowo droższe złota.
Kniaź zamachnął się, jakby chciał ją w twarz zdzielić, ale opamiętał się i opuścił szybko rękę, odwrócił się, odszedł. Szurając żółtymi butami z cieniutkiej skórki, przysunął się do sekretarzyka. Wyjąwszy z szuflady czystą kartę papieru, inkaust i gęsie pióro, skreślił kilka linijek, przesypał dokument piaskiem i przypieczętował.
– Naści list żelazny, jakby cię kto chciał zatrzymywać. Ale pomocy żadnej nie otrzymasz. Musisz sama tego czynu dokonać, skoroś do działania taka chybka. Paweł! – Zwrócił się do strażnika, wciąż zaciskającego urękawiczoną dłoń na obojczyku Halszki. – Rozkuć i wypuścić. Zwrócisz jejmość pani cały jej dobytek i dasz dobrego kurierskiego konia. Wypłać też z kasy czterdzieści… Trzydzieści dukatów na drogę. Potem odprowadzisz na kijowski gościniec. We Lwowie ma się nie pokazywać. Głuchyś, chłopie?! Won, wykonać!
Jeśli Halszka doczeka się własnej powieści, to zdecydowanie kupię. Połączenie miecza i szpady z motywem a’la Sienkiewicz jest świetne. Ciekawe czy Halszka to nie lepsza wersja Heleny? 😀
PolubieniePolubienie
Przyszłość pokaże, czy się doczeka. Nie planowałem, ale może…
PolubieniePolubienie
Czekam na wydanie! Kupię mojej córce… Halszce 😊 Powodzenia!
PolubieniePolubienie
Na takie dictum będę musiał poświęcić imć Halszce Pluto całą powieść! Nie pozostawiasz mi wyboru. Zdradzę tylko, że w tym momencie kończę prace nad powieścią zupełnie inną – ale wciąż mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Więcej zdradzę w najbliższych miesiącach 😉 Pozdrów małą Halszkę!
PolubieniePolubienie